niedziela, 26 marca 2017

Krem domowej produkcji

Już od dawna chodził mi po głowie pomysł zrobienia własnego kremu. . . Nie ukrywam, że towarzyszyły mu liczne obiekcje. W końcu niełatwo bez doświadczenia i praktycznego przygotowania w tym kierunku, stworzyć kosmetyk, który stosuje się na własnej skórze. Zaczęłam od poszukiwań przepisu i kilku tutoriali na YouTube. Okazało się, że jest to trochę bardziej skomplikowane niż inne domowe kosmetyki, ale w zasięgu możliwości kogoś kto z zawodu nie jest kosmetologiem. Zamówiłam potrzebne składniki i zabrałam się do dzieła. Tworzenie i testowanie kremu zostawiłam na weekend. Nie tylko ze względu na czas, ale niepowodzenie, które wpisałam w koszty. ;) Na szczęście efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania i nie musiałam iść do pracy w kominiarce. Poniżej prezentuję przepis, który jest inspirowany recepturami znalezionymi w Internecie, ale nieco przeze mnie zmodyfikowany.


Zacznijmy od składników. Najlepiej dobrać je zgodnie z potrzebami Waszej skóry. Jeśli nie wiecie jakie oleje lub hydrolaty będą dla Was odpowiednie, warto poszukać dokładnych informacji w sieci. Np. olej z awokado działa odmładzająco, olej z konopi przeciw trądzikowo, z kolei olej kokosowy jest najbardziej uniwersalny. Na początek najlepiej kupić półprodukty, które można stosować samodzielnie. W moim przypadku było to masło shea oraz hydrolat z gorzkiej pomarańczy (neroli). W razie niepowodzenia w produkcji kremu, masła mogłabym używać jako balsamu do ciała, a hydrolatu w postaci mgiełki. Jeśli nie chcecie inwestować w produkty, bo nie jesteście pewni efektu, można zrobić krem z tego co ma się pod ręką. Może to być nawet zwykły olej (choć osobiście jestem przeciwniczką oleju rzepakowego) i zielona herbata lub rumianek.
Niezmiernie ważnym składnikiem jest emulgator. To właśnie jemu zawdzięczamy łączenie się wody z tłuszczem. Jeśli zrezygnujecie z emulgatora, zamiast kremu wyjdą Wam oka tłuszczu unoszące się na wodzie, czyli niezbyt apetyczny rosół. Na dobry początek warto wybrać najmniej wymagający emulgator. Zdecydowałam się na GSC, które jak zapewnia producent ma skład roślinny. Emulgator szybko się rozpuszcza w fazie tłuszczowej na ciepło.



Przechodzę do meritum ;) Przepis:


8 g oleju – w moim przypadku było to 5 g oleju kokosowego i 3 g masła shea
4 g emulgatoa
30 ml hydrolatu (następnym razem dam 20, ponieważ krem wyszedł dość rzadki)

Potrzebne będą: waga kuchenna, 2 szklanki żaroodporne, mieszadełko (np. patyczek do szaszłyków), łyżeczki, sucha ściereczka, mały garnek z wodą, pudełko na krem, opcjonalnie spirytus i waciki do odkażania, opcjonalnie spieniacz do mleka.

Zaczynamy od dokładnego umycia wszystkich przyrządów w gorącej wodzie. Dodatkowo można wszystko przetrzeć wacikiem nasączonym spirytusem. Krem nie posiada konserwantów, więc łatwo może się zepsuć, dlatego porządek jest podstawą. Koniecznie trzeba wszystko dobrze wysuszyć, bo bakterie ubóstwiają wilgoć.
Następnie odważamy potrzebną ilość składników. Zagotowujemy wodę w garnku. Oleje przekładamy do szklanki i rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Na kąpiel można wyłączyć palnik pod garnkiem. Oleje szybko się rozpuszczają, więc temperatura w zagotowanej wodzie może spadać. Od razu po rozpuszczeniu oleju dodajemy emulgator. Zazwyczaj ma postać granulek, więc mieszamy do dokładnego rozpuszczenia. 


 
Gdy emulgator połączy się z olejami wyjmujemy szklankę z wody i odstawiamy do ostudzenia. W tej samej wodzie podgrzewamy fazę wodną (w moim przypadku hydrolat). Nie podgrzewamy ponownie wody.
Faza tłuszczowa (oleje z emulgatorem) i faza wodna powinny mieć zbliżoną temperaturę. Niestety nie miałam termometru, który mógłby to sprawdzić, więc posłużyłam się metodą „na oko”. Najłatwiej sprawdzić temperaturę dotykając dna dwóch szklanek od spodu. Jeśli różnica nie jest duża możemy połączyć obydwie fazy. Ostrzegam, że oleje szybko tężeją. Jeśli robicie krem z herbaty lub naparu ziołowego, zacznijcie od przygotowania fazy wodnej, żeby zdążyła ostygnąć, gdy przyjdzie czas na oleje. 


 
Do fazy tłuszczowej wlewamy partiami, wąskim strumieniem fazę wodną i ubijamy spieniaczem do mleka lub energicznie mieszamy aż powstanie jednolity krem.
Kompozycja zapachowa, którą otrzymacie pokonuje w przedbiegach wszystkie drogeryjne specyfiki. W moim kosmetyku na pierwszy plan przebijają się nuty cytrusowe od przedawkowanego neroli :D, ale w tle można wyczuć słodki zapach masła shea i kokosu.
Tak jak wcześniej wspomniałam mój krem wyszedł nieco za rzadki z powodu dużej ilości hydrolatu, ale dzięki temu ma lekką konsystencję, która szybko się wchłania. 


 
Krem jest pozbawiony konserwantów, dlatego trzeba trzymać go w lodówce.
Zanim zastosujecie krem, zróbcie próbę uczuleniową, np. za uchem. Jeśli nie zaobserwujecie nic niepokojącego możecie śmiało cieszyć się kremem własnej produkcji i obserwować jak Wasza skóra każdego dnia robi się gładsza!




Zalety własnoręcznie zrobionego kremu:
  • wiesz co wchodzi w skład twojego kremu
  • bez konserwantów
  • ograniczenie konsumpcji
  • ekologia – np. możesz wielokrotnie użyć tego samego pudełka
  • składniki dopasowane do potrzeb Twojej skóry
  • oszczędność pieniędzy – w moim przypadku pudełko kremu wyniosło ok. 7 zł
  • niesamowita frajda przy robieniu kremu :D


Jesteśmy ciekawe czy macie swoje doświadczenia w produkcji kremu? Jeśli tak, czekamy na Wasze pomysły i rady w komentarzach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz